piątek, 10 kwietnia 2015

Ludzie w podróży :)

Dziś będzie o tym "co Słonko widziało", a może lepiej pasuje: kogo Brykusiowo spotkało :)

I
Wiele razy pisałam już o tym, że nieznajomość francuskiego i to, że nikt mnie tu kompletnie nie rozumie pozbawiło mnie zupełnie poczucia obciachu i skrępowania... Rozmawiamy z Panem Mężem na spacerach o czym chcemy i jak głośno chcemy, komentujemy na bieżąco otaczający nas świat i przez myśl mi nawet nie przejdzie, że np. "ta Pani w ładnych butach" mogłaby odwrócić się i powiedzieć: "dziękuję, też mi się podobają" :) I to oczywiście prędzej czy później mnie zgubi...wiem to na pewno. Póki co jednak w pewine sposób nas "znalazło" :) A to było tak...
Jako, że pociąg, choć spodziewałam się luxusów - w końcu "Francja-elegancja", był zupełnie taki jak nasze rodzime TLK, postanowiłam powstrzymać wszelkie potrzeby... Niestety, na  stacji kolejowej przy lotnisku prócz automatów do biletów i busika dowożącego do terminali nie ma nic... Wpadłam więc do busa, zajęłam strategiczną pozycję i komunikuję Panu Mężowi, że przy wysiadaniu z busa ma obrać od razu kierunek na najbliższe WC... Na co mój Pan Mąż ze stoickim spokojem odpowiada "Dobrze, wiem, ale czy musisz to ogłaszać na cały autobus?". Oczywiście obruszyłam się, bo: "Przecież i tak nikt mnie tu nie rozumie". Na co siedzący po sąsiedzku, uśmiechnięty, wąsaty Pan w wieku mojego Taty odpowiedział: "rozumie, rozumie"... Nie pozostało mi nic innego jak tylko zaśmieć się, że na szczęście tylko tyle powiedziałam :P I tym oto sposobem mieliśmy kompana w czekaniu na samolot. Mogliśmy wymienić się emigracyjnymi spostrzeżeniami i wysłuchać kilku cennych rad jak przeżyć z tymi francuzami :)

II
W końcu zasiedliśmy w samolocie... teraz to już pójdzie z górki... małe 2 h i jesteśmy w DOMU :)
Nie wiem czy każdy tak ma, ale ja tak, że właśnie w takich momentach robię "rachunek sumienia". I okazuje się, że: żelazko nie wyłączone, masło na szafce albo lufcik w oknie nie zamknięty. Próbuję się opanować, by nie myśleć czego zapomniałam, bo raczej z samolotu czy pociągu i tak już niczego nie zmienię, ale to silniejsze ode mnie i, jak się przekonałam, nie tylko moja to przypadłość.

Czekamy już na odlot, telefony wyłączone, gdy słyszę na siedzeniu przede mną pewną rozmowę. Otóż, Pani w wieku 65+ zapytuje sąsiada o koszt połączenia telefonicznego czy też sms, bo właśnie jej się przypomniało, że coś w domu zapomniała, a ona leci na 4 tygodnie, więc gdy wróci będzie kiepsko. Chciała poprosić telefonicznie sąsiadkę o pomoc. Pan sąsiad, młody człowiek, niestety nie zrozumiał powagi sytuacji (nie był zbyt uprzejmy niestety) i odmówił jej pomocy, bo sam "musiał dokończyć" (pewnie czytał facebooka lub coś równie pilnego! Wybaczcie sarkazm, ale denerwuje mnie taki brak empatii, szczególnie, że to była starsza osoba, mocno przejęta, sam lot to nie jest "wyjście po bułki do sklepu", a dodatkowe bzdurne myśli nie pomagają w ukojeniu nerwów. Poza tym mógł być dla niej trochę bardziej uprzejmy...). Pomyślałam, że mogłaby wysłać tego smsa ode mnie. Okazało się jednak, że ona chce bym jej go napisała po francusku :) Ja oczywiście nie umiem, więc chciałam dać jej zadzwonić, ale mój stan konta wyświetlił zbyt małą ilość środków na rozmowę. Jako, że już się zaoferowałam Pan Mąż zaczął włączać swój telefon, co trwało w nieskończoność... Wtedy moja sąsiadka, młoda studentka prawa z Polski wracająca na święta z wymiany postanowiła, że to ona użyczy starszej Pani telefonu. Nawet sporo zrozumiałam z tej rozmowy, choć była po francusku :) Rozchodziło się o pozostawione śmieci, zamkniętą, acz wyłączoną lodówkę i tym podobne sprawy. Może nic wielkiego, ale po 4 tygodniach w południowym klimacie mogłoby być marnie.
I nagle w głowie zapaliła mi się bardzo czerwona lampka! 
A jak to będzie po 10 dniach?! 
Bo my nie mieliśmy do kogo zadzwonić, a zrobiłam dokładnie to samo co ta Pani :D 
Widać jej "rachunek sumienia" tym razem był też dla mnie. 
No trudno, nic już nie poradzę. 
Na szczęście lodówka nie zaśmiardła...
Tylko lody do wyrzucenia...choć były jeszcze trochę zimne dziwnie zmieniły kolor :P 

III
Wracamy do domu...tym razem do Avignon.
Czekamy na lotnisku w Modlinie, gdy kolejne samoloty z emigrantami wracającymi do pracy po świętach startują wokół... Bruksela, Oslo... kiedy kolej na nas?
Nagle spore zamieszanie, 3 osoby z samolotu do Oslo zostają cofnięte do bramek, jest jakiś problem z ich biletami. Samolot ma już prawie odlatywać, koleżanka która z nimi podróżuje jest odprawiona i odsyłana przez obsługę, pod groźbą, że zaraz samolot poleci bez niej, a z tymi trzema nieszczęśnikami nie wiadomo co dalej... Nie wyglądało to za ciekawie... Okazało się, że dokonali nieudanej próby zmiany terminu biletów, ale czegoś tam nie skończyli, nie kliknęli i w rezultacie byli nieodprawieni. Oczywiście, nie uzyskali zgody na odlot bez opłaty, więc musieli zapłacić za odprawę na lotnisku (Dla niezorientowanych : "jak za zboże", podczas gdy odprawa online jest darmowa w Ryanair!). Szczęśliwie jeden z nich miał kartę kredytową, którą uiścił opłatę. No i tu się zaczyna najlepsze... wokół tych Panów zebrały się chyba 4 osoby z obsługi lotniska, a także w nieco dalszej, ale i tak żadnej odległości spora grupa gapiów, czekających na inne odloty. Tymczasem Pani rozwiązująca problem odprawy przedyktowała dwukrotnie na całą halę odlotów przez swoją "szczekaczkę" wszelkie możliwe dane do karty kredytowej. Nie ma to jak ochrona danych osobowych! 
Przez chwilę i ja się zastanawiałam, czy nie zmajstrowałam czegoś w naszej rezerwacji, gdy sprawdzałam czy można jeszcze dołożyć bagażu (tak, ciągle było mi mało...tak udany był shopping w Polsce), ale okazało się, że wszystko w porządeczku :) Odlecieliśmy do Francji bez przeszkód

Przyzwyczajona włóczęgami po Avignon w całej tej naszej podróży obserwowałam ludzi... 

Brykusiowo spotkało więc także:

- wstawionego na maxa Pana, który pewnie "bardzo bał się latać", błąkającego się cały lot po samolocie za stewardem, by ten dorabiał mu drinki (przed samym odlotem, już w samolocie, do dna opróżnił flaszeczkę polskiego przezroczystego trunku). Ten sam gość, 5 drinków później, wysiadając z samolotu zabrał bagaż jakiejś kobiety... W ostatniej chwili jego kompan, nieco bardziej przytomny, gdy Pani już szarpała go za swoją torbę przypomniał mu, że on swój bagaż nadał do luku!

- Bardzo sfrancuszczoną Polkę, która popatrzyła na nas na przystanku autobusowym i powiedziała "dzień dobry" :) Jednym słowem wyglądamy na Polaków! Dziwnie mi się z nią jednak rozmawiało. Miała taki "francuski" sposób bycia. Trudno to wytłumaczyć... U Francuzów zupełnie mi  to nie przeszkadza, a u Polaków totalnie drażni. Można by to porównać do wujka "z Ameryki" co po 3 miesiącach zapomniała polskiego i mówi z akcentem, a do tego "u nas w Czikagu".

- Francuza, którego rodzice byli Polakami, z żoną :) "Ona pracuje w Londynie, ja mieszkam w Paryżu i mam spokój" :D Uroczy człowiek! Czekaliśmy razem z nimi na pociąg, a on, choć zapomniał już polski, bardzo chciał z nami rozmawiać i widać, że sprawiało mu to dużą frajdę. Uśmiałam się, bo jego żona bardzo się niecierpliwiła brakiem pociągu, brakiem informacji, czy jest opóźnienie, ile opóźnienia itd... Mój Pan Mąż powiedział, że 2 minuty i będzie, na co ona "francuskie 2 minuty" :) Podzieliłam się z nimi moją obserwacją, że wydawało mi się, że Francuzi mniej się spieszą. Odpowiedzieli, ze tu na południu - owszem, ale nie w Paryżu :P

A skoro jesteśmy już w klimatach podróżniczo-samolotowych nie mogę nie wspomnieć o tym, że pasażerowie lecący z Marsylii do Polski tradycyjnie uczcili lądowanie brawami... 
Nie mam pojęcia skąd się to bierze, a wkurza mnie to niemiłosiernie... 
Bijmy też brawo kierowcom autobusów na każdym przystanku i ogólnie wszystkim, którzy wykonują swoją pracę jak należy... 
Matko!!! Przecież to nie łut szczęścia! Tak ma być i tak jest!!! Aaaa...
W drodze powrotnej do Marsylii już myślałam, że to się nie zdarzy, już nawet zniecierpliwiona, po lądowaniu, zdążyłam zagadnąć do Męża zaczepnie "a gdzie brawa?!", gdy nagle na pokładzie rozległy się.........fanfary!!! 
Puszczone z głośników!!! 
Nooooooo...... sami się prosili!!! 
Są fanfary - są i brawa!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz