Nowy dom i nowe potrzeby...
W pierwszym lokum na pierwszy ogień dokupiliśmy deskę do prasowania i firanki :)
A potem jeszcze kilka niezbędnych rzeczy... I jeszcze kilka...
I to na pewno przez nie ta przeprowadzka była taka męcząca :P
Teraz, w nowym miejscu, stale pojawiają się kolejne pomysły, co by tu dokupić. Na szczęście pewien szwedzki sklep na "I" jest chyba na całym świecie i ma praktycznie wszystko (no, może prócz szczoteczki do paznokci - sprawdziłam) czego nam potrzeba...
Po udanych zakupach staliśmy się więc szczęśliwymi posiadaczami m.in. narzędzi i naczyń niezbędnych do piekarnika (z tej rzeczy w domu cieszę się chyba najbardziej!) :D
Sobota w sklepie to nie jest to co Pan Mąż lubi najbardziej. Dzielnie zniósł jednak wędrówki między półkami i przytargał kolejne siaty pełne różności...
Cały bagażnik nie-wiem-czego :)
I znów rozpakowywanie...
i znów urządzanie :)
Niewiele tego tu widać, tylko w portfelu jakoś lżej...
Jeszcze zanim odebraliśmy klucze pokazywałam Wam pewne dekoratorskie elementy wykonane chałupniczym sposobem, które mogą ocieplić wnętrze bez konieczności wiercenia dziur w ścianach...
Moja pomysłowość na tym polu oczywiście się nie wyczerpała!
Mam papier, mam ściany i przylepną gumę :)
Tylko aktualnie energię spożytkowałam na co innego.
Zapewniam jednak, że w najbliższym czasie powracam do papieru (plan na dziś: zaopatrzyć się w nowe wzory z wiosenno-świątecznej kolekcji papeterii Lidla :P )
W weekend po zakupach zajęłam się natomiast innymi drażniącymi oczy punktami mieszkania, a mianowicie czarną, odrapaną ławą. Miałam kupić w tym celu obrusik i serwetki, bo i blaty szafek nocnych mocno już
zdezelowane... Za bardzo się tutaj nie da urządzić, szkoda też inwestować, w końcu to w Polsce został dom, do którego przecież "niedługo" wracamy. Miło jednak mieszka się w przyjemnej dla oka, schludnej przestrzeni. Na zakupach przyszedł mi do głowy jednak inny, genialny wręcz pomysł. wyszło bardzo oszczędnie, elegancko i jednolicie... Zakupiłam metr "szmaty" za parę groszy, termiczną taśmę do podklejania i już po pół godziny prasowania serwetki i obrus na ławę były gotowe! Materiału starczyło nawet na dwie serwety na jadalniany stół! Po prostu miodzio!
Ława już nie straszy, a i nudny
stół nieco się ożywił :)
No i moje oczy cieszą ukochane tak przeze mnie grochy!!!
Cudnie!
Prawda? :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz