Pada i wieje...
Huczy i leje...
Takie oto są wspomnienia początku zeszłego tygodnia...
Na takie nieprzyjemne, mistralowe wieczory zakupiliśmy świeczki na poprawę nastroju...
I jest tak:
Kanapa, dobry film, gruby koc, ciepłe mleko, czułe ramię i blask świecy... romantica :)
Szczególnie romantycznie, gdy świeca pali się w słoiku po dżemie. No totalnie pięknie i romantycznie!
Można zostawić brudny słoik, to może będzie z aromatem dżemowym...u mnie wiśnia :P
Ale, ale...drugi 'świecznik'....figowy... "w przygotowaniu" (zjadłam dopiero połowę :P)
Nie mogłam na to patrzeć...
Tym bardziej, że wśrodku ścianki pozalewały się woskiem, no paskudztwo... i to na moim pięknym obrusiku w grochy...SŁOIK ...fuuu!!!
Trochę poszperałam w moich zasobach i przeprowadziłam gruntowny remont świecznika.
Nie wymagało to jakiegoś szalonego nakładu pracy....trochę kleju i perełek, zakupionych sto lat temu nad morzem w namiocie "wszystko po 2-5 zł".
Wtedy nie miałam pojęcia do czego mogę wykorzystać plastikowe, różowe i niebieskie perełki...
Dziś, gdy widać już dno pudełeczka zastanawiam się gdzie ja kupię drugie takie cudo?? :P
Użyłam ich w tak wielu projektach.
Klej introligatorski z powodzeniem montuje je do wszystkiego!
Poniżej...koraliki na szkle :D
No teraz to on może stanąć na mojej serwetce!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz