Jak wiecie...
...Brykusiowo wraca do DOMU :)
Tylko na chwilę, ale radość przeogromna!!!
Choć pogoda w ostatnich dniach nie sprzyjała spacerom zdecydowanie miałam co robić...
Cały czas kończymy przeprowadzkowe formalności, więc gościłam w tym tygodniu w banku, u lekarza oraz sama miałam gościa w postaci Pana montera z SFR.
Szczególnie to ostatnie spotkanie dostarczyło mi wiele radości...
A to dlatego, że do wczoraj na nowym mieszkaniu było tylko wifi, które "umierało" co 3 minuty... Tragedia!!!
Dlatego m.in. nie było wczoraj posta...
Cały dzień próbowałam się zalogować, niestety bezskutecznie... No, ale za to hasło dostępu do internetu wpisałam wczoraj nieskończoną ilość razy...aż mi się guzik "k" wytarł... Teraz jednak koniec z tym!!! Przeuprzejmy Pan monter, mówiący 'little bit' po angielsku, otworzył mi na nowo "okno na świat"!
Koniec świata ciszy! Działa mi polska TV, więc cały dzień gra coś bez sensu... W końcu nie będę słyszała każdego kroku sąsiadów, muchy w drugim pokoju i kapiącego kranu (nie do naprawienia - tak musi być :P ).
Radość moja z posiadania szybkiego, nielimitowanego internetu nie ma zatem granic!!!
:D
Pozostałe wolne chwile, gdy nie oddawałam się sprawom "przeprowadzkowym", poświęciłam sporządzaniu listy rzeczy niezbędnych mi do życia, a dostępnych tylko w Ojczyźnie.
Tym sposobem powstał wykaz na 5 stron plus sto milionów pomysłów w głowie.
Oczywiście dokupiłam jedną sztukę bagażu na lot powrotny (może nie zjem wszystkich pierogów u mamy i dostanę coś na wynos ;) ), jednak z każdą chwilą, z każdą nową pozycją na liście, zastanawiam się, jak to wszystko ma się zmieścić do tej jednej dodatkowej walizki?!
I to jedynie 15 kg!!!
Będzie ciężko...
Zdolności do pakowania to ja mam, niezaprzeczalnie!
Nauczył mnie tego Tato :) - Niekwestionowany mistrz pakowania ever!!!
Pan Mąż zawsze jest pod wrażeniem, ile jestem w stanie przewieźć "tylko najpotrzebniejszych rzeczy" w jednej małej walizce, na wakacje czy gdziekolwiek bądź. A z resztą... opowiadałam Wam przecież jak zapakowałam nas na emigrację :) Nie zmarnowałam ani jednego centymetra miejsca w naszym aucie...
Jednego jednak nie potrafię - "odchudzić" bagażu... i zdaje się, że Tata, który umie wszystko tego też jednak nie umie :(
15 kg to 15 kg...
Jakbym tego nie zgniotła, jakbym nie zrolowała, ile by skarpet nie weszło do butów...nadal zaważą tyle samo! A niech to!
Moje planowanie i pakowanie weszło więc na zupełnie inny poziom...
Teraz nie zastanawiam się już co będzie mi potrzebne podczas wizyty w Polsce. Teraz zastanawiam się co nie przyda mi się przez najbliższe, bo ja wiem, jakieś pół roku, w Avignon.
A jak wiadomo wzięłam ze sobą do Francji wszystko to co mi najpotrzebniejsze (każdy wierzy, prawda?? :) ), żadnych zbędnych pierdół (taaa, jasne!), tylko rzeczy, w których na pewno będę chodzić (tak powiedziałam Panu Mężowi i nie mogę zmieniać wersji :P) itp. itd.
Ale jak to mówią "albo rybki albo akwarium"...
Albo przywiozę sobie to czego potrzebuję z Polski kosztem tego co mam teraz we Francji, albo zostanę z tym co mam, bez nowych dostaw...
No i wielkie przeorganizowanie w szafach trwa w najlepsze :)
Może podczas naszych odwiedzin świątecznych w domu będziemy wyglądać jak dwa przebierańce, ale przestało mnie to całkiem martwić!
Plan genialny wcielam w życie...wrócą ze mną tylko majty i to co będę miała na sobie :) Resztę zostawię w bezpiecznym miejscu... Na szczęście mamy tu trochę inny klimat i ciepłe sweterki mogą spędzić wakacje w Polsce :)
Oczywiście, nie byłabym sobą, gdybym nie zmajstrowała czegoś z papieru...
Tydzień długi, Mistral na zewnątrz hula, więc i dla moich papierków znalazłam trochę czasu.
Jednak, żeby Wam się nie przykrzyło w czasie Brykusiowych wakacji, wszystkim, co wyprodukowałam pochwalę się w przyszłym tygodniu :P
Zaglądajcie więc czasem! :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz