Pamiętacie, jak pochwaliłam Wam się na blogu kusudamowym, czerwono-różowym bukietem na nowe mieszkanie?
To miał być jedyny kwiatek w nowym miejscu :)
Długo jednak nie wytrwałam w tym postanowieniu...
Parapetów tu nie ma, doniczek się więc nie postawi. Jednak ilość białych ścian, które można pokryć różnej maści dekoracjami daje duże pole do popisu. Grzebałam, szukałam, szperałam, makulaturę i kartony zbierałam i... oto są! Kolejne kwiaty na nowe mieszkanie!
Inspiracja oczywiście z internetu.
Wykonanie BANALNIE proste!
Dobra rada: przy korzystaniu z różnego rodzaju samouczków skonstruowanych "krok po kroku" nie zrażajcie się komentarzami i wskazówkami typu "klej do klejenia na gorąco", czy "coś tam z czymś tam czego nie umiem powtórzyć, nie wiem gdzie kupić, a już na pewno do czego służy"! Ja oczywiście nie mam kleju do klejenia na gorąco. Nie mam z dwóch powiązanych ze sobą powodów. Mianowicie: wydaje mi się to być totalnie "wyższą szkołą jazdy", a co za tym idzie, widzę już oczami wyobraźni wszelkie zniszczenia wokół mnie: mebli, odzieży oraz lekkie uszkodzenia ciała, taka już ze mnie sierotka! Wystarczy mi, że podłoga, która otacza moją "pracownię" cała poklejona jest tym klejem, co to go wyżebrałam od Pana francuza i mam :) Na szczęście klej zmywa się wodą, a klei na prawdę dobrze. Nawet te elementy, które wg rozlicznych wskazówek powinny być sklejone właśnie na gorąco!
Trochę jak z jakimśkolwiek przepisem kulinarnym, który trafia w moje ręce... musi przejść modyfikację, tak by pasował do zawartości lodówki! :D
Jak to do kwiatków, czy kusudamowych, czy ty, które możecie obejrzeć poniżej, nawycinałam kwadracików (tym razem na szczęście nie musiały być równiusieńkie), a następnie porolowałam je wzdłuż przekątnej i skleiłam by się nie rozwijały. Gotowe rożki przyklejałam od zewnątrz do wewnątrz na kawałku tekturki (oczywiście opakowanie po płatkach śniadaniowych...patrzcie ile kwiatów...ja to się zdrowo odżywiam :P).
Gotowe kwiaty zawiesiłam w salonie, w miejscu, gdzie wcześniej z pewnością wisiał obraz lub kalendarz, co zdradzała niewidoczna już teraz, dzięki kwiatom, szara ramka z kurzu zachowana na ścianie. Montaż oczywiście moją ulubioną gumą, co to nie wiem jak się nazywa, ale świetnie trzyma niezbyt ciężkie elementy papierowe, a w razie potrzeby demontażu nie pozostawia śladów (prędzej niszczy się tenże papier co jest na nią przyklejony niż ściana - sprawdziłam!!! ) :D
Kolejny dekor do mieszkania gotowy...
A mam jeszcze tyyyle planów...
... do zobaczenia więc niebawem!
Myśłałam, że to z makaronu :)
OdpowiedzUsuńA tu taka niespodzianka...
UsuńMakaronu jeszcze do mojej pracowni nie zapraszałam... Ale kto wie ? :)
Piękne
OdpowiedzUsuńBardzo konkretnie napisane. Super artykuł.
OdpowiedzUsuń