Już kilka razy wspominałam, że o lokalizacji będzie potem...
...Teraz nadszedł właśnie ten czas :)
W ostatnich postach, między wierszami lub zupełnie dosłownie mogliście przeczytać np. o tym, gdzie robię zakupy i jakie dzielą mnie od nich odległości...
Zamieszczałam też jakiś czas temu link do map Google z oznaczeniem naszego domku "kropką" :)
Teraz powiem trochę o tym jak nam się tu żyje, tak zwyczajne, "na co dzień".
Aktualnie mieszkamy sobie w rezydencji, co to jest trochę jak akademik, trochę jak hotel, takie nie-wiadomo-co.
Jest nam wygodnie, spełnia to-to podstawowe nasze wymagania życiowe, jest łazienka, kuchnia to może szumnie dość powiedziane, no ale gotować się da, czego chcieć więcej? :)
Dokupiliśmy kilka niezbędnych rzeczy, typu deska do prasowania czy wiadro z mopem (akurat tego drugiego to nie bardzo mi się chce używać, ale Pani do sprzątania kosztowała zbyt drogo miesięcznie :P więc z niej i z tv zrezygnowaliśmy) i układaliśmy sobie w głowie wizję naszej 2-letniej tu przyszłości. Podpatrzyliśmy u rodzinki i czym prędzej wyposażyliśmy się też w fantastyczny ręczny odkurzacz :D (teraz już koty z kurzu nie ciągną się za szczotką :D luksus!) i chyba ten zakup "na nowe mieszkanie" ucieszył mnie najbardziej!
Jeśli zaś chodzi o okolicę, to pomijając fakt, niepotwierdzony w prawdzie, bo niby jak to potwierdzić?! (ja je widuję jak chodzę do sklepu, no ewidentnie, nie są to przedszkolanki), że w najbliższym sąsiedztwie mamy ulicę zamieszkałą przez podstarzałe, hmmm, może lepiej ujmę to: dojrzałe "Panie nocy", całkiem jest tu przyjemnie :D
Wzdłuż murów okalających całe stare miasto można spacerować zarówno po wewnętrznej jak i po zewnętrznej stronie :) Fajna sprawa! Gdy świeci piękne słońce (tak jest prawie zawsze :)) wybieram się "na zewnątrz" i wygrzewam się jak kot. Gdy natomiast temu słonku towarzyszy paskudny mistral, czyli typowy dla tego regionu zimny wicher, urywający głowę, mogę przemykać między wąskimi uliczkami w granicach murów, które nieznacznie, ale jednak, powstrzymują silne podmuchy.
Jakby to powiedziała Perfekcyjna Pani Domu w myśl zasady "3 P" są piękne, pożyteczne no i też na pewno pamiątkowe :)
Spacerowanie po starówce Avignon, szczególnie ścieżkami mniej przetartymi, alejkami nie oznaczonymi w przewodnikach turystycznych jako "warto zobaczyć"wymaga pewnej wprawy.
Po pierwsze, chodników jest tu jak na lekarstwo. Uliczki są wąskie, szkoda miejsca na chodnik! Na palcach jednej ręki mogę policzyć te miejsca gdzie można minąć się na chodniku z człowiekiem (ale bez przesady, trzeba się przechylić lub potrącić). Zwykle chodnik, jeśli już jest, to tak naprawdę szerszy krawężnik (do tego dość wysoki, gdyby komuś przyszło do głowy się parkować). Są też miejsca, wcale nie w mniejszości, gdzie nie ma nawet tego krawężnika. Cóż zrobić - "taki mają klimat". Nikt natomiast się nie złości, że taką wąską uliczką, po asfalcie, no bo niby po czym, pełznie sobie człowieczek, albo człowieczek z wózkiem, tudzież dzieckiem na rowerze...no stres, poczekamy, wiecznie iść nie będzie, pewnie zaraz skręci...
Po drugie, wszystkie praktycznie ulice są jednokierunkowe, a jak nie ma chodników to trzeba się orientować, czy idzie się pod prąd :P i wiedzieć, z której strony zaraz coś na nas wyjedzie...
Po trzecie, to niestety minus jak stąd na księżyc i z powrotem dla Avignon, nawet jeśli chodniko-krawężnik pozwala na przemieszczanie się po nim, a nie środkiem ulicy, trzeba uważnie patrzyć pod nogi! Słabo się zwiedza gapiąc się pod stopy, ale ilość psich odchodów (!) jest tu zatrważająca!!! Niezależnie od tego czy to wąska uliczka na uboczu czy główna aleja spacerowa, obstawiona butikami :( Zdaje się, że nie ma za to kar czy mandatów (swoją drogą nie wiem kto miałby je dawać, policji/ żandarmerii itp. tu praktycznie nie widać), bo ostatnio widziałam jednego pupila, który robił co robił właśnie na tej głównej ulicy. Okropieństwo! Owszem, mało tu zieleni, gdzie można by te sprawę załatwić, jednak wzdłuż całego muru jest obok chodnika pas trawy... no tylko to trzeba chcieć, ruszyć tyłek, się wysilić...
Jednak kiedy już ogarnie się te podstawy to plątanie się między starymi kamieniczkami jest naprawdę przyjemnością! Nie ma tu zieleni jako trawników, są natomiast skwery, czy też pewnego rodzaju prywatne czy publiczne (nie jestem w stanie tego wymyślić, w każdym razie ogrodzone, z furtką, ale otwarte) mini parki z alejkami, gdzie można usiąść z książką i łapać słońce wśród śpiewu ptaków.
Ja najbardziej jednak lubię ogrody przy pałacu papieskim. wcale nie dlatego, że są "papieskie", ani też dlatego, że to "ogrody", a nie park czy skwer :) Jest tam po prostu taka przestrzeń, która wynika chyba z tego, że są one tak wysoko, nad miastem, że są bliżej słońca, że widok na Avignon jest najładniejszy z możliwych. Nie tylko ja lubię to miejsce, ale na szczęście ma ono wiele zakamarków, gdzie można w spokoju podziwiać widoki, czy po prostu się opalać :)
Na starówce jest kilka ulic typu deptaków, ale nie umiem się doliczyć ile, jak biegną, gdzie się zaczynają, a gdzie kończą, bo zawsze się "gubię" zagapiona na jakąś wystawę lub skręcam za wcześnie/późno, bo coś mi się "uwidziało". Ruch na nich jest zamknięty dla samochodów i dzięki temu można pełznąć po kostce brukowej, wlepiając co chwilę nos w szybę, a to za ciastkami czy innymi smakołykami, a to cudami rękodzielniczymi...
Totalną zagadką są dla mnie tutejsze restauracje, które zawsze, gdy je mijam są zamknięte, a jednak nie są zlikwidowane. One pracują, karmią ludzi, tylko nie wiadomo jak i kiedy :) Niektóre wyglądają na sezonowe knajpki, ale już kilka razy zdarzyło mi się wybałuszyć oczy na widok zastawionych, zaludnionych stolików w takiej właśnie "nieczynnej" knajpie.
Kolejna sprawa, której tajemniczości nie udało mi się do tej pory rozwikłać (a po mieście włóczę się prawie codziennie) to Pan z kasztanami. Otóż, mój małżonek twierdzi, że przy głównej ulicy miasta można spotkać człowieka, który sprzedaje jadalne kasztany. No i tyle w temacie. Ktokolwiek widział? Ktokolwiek wie? Ja nie! wypróbowywałam już (sama i z mężem) różne dni i godziny... "ani widu ani słychu". Być może to tak jak z tymi otwarto-zamkniętymi restauracjami - tylko dla francuzów, czy coś?!
Co krok można natknąć się na mniejsze i większe placyki obstawione kawiarnianymi stolikami. Lubię się po nich wałęsać, zaglądać ludziom w filiżanki i w kawiarniane witryny. Mam już tu swoje ulubione miejsca, sklepiki, stragany, a nawet panie ekspedientki w piekarni :) które chętnie odpowiadają na wszystkie moje "próby językowe" ("co jest w środku?" , "jak to się nazywa po francusku?", "czy może pani powtórzyć?"), no bo gdzie mam się uczyć, jeśli nie w codziennym życiu ?! :)
Choć nie mam odwagi spróbować niektórych specjałów (szczególnie po konsumpcji "ciasta królów" czyli chyba placka drożdżowego, z kandyzowanymi owocami w środku, coś tak potwornie słodkiego, że wprost nie do opisania), to czasem sobie dogadzam. Nie sposób przejść obok tych wystaw obojętnie...
Jadłam już do tej pory oczywiście bagietkę, słynnego croissanta, brioche, a dziś pain au raisin. I wszystko było pysznościowe :)
Udało mi się natomiast powstrzymać, mimo chęci ogromnych, przed zakupem wszystkich smaków/rodzajów oryginalnych makaroników. Jak to dobrze, że niektóre sklepy nie wychodzą aż tak na przeciw klientom i nie wystawiają straganów na ulicę, a zachowują konserwatywną formułę zaopatrzoną w drzwi :P Ciężko się jednak oprzeć nawet takim zabezpieczeniom, bo wystawy tych sklepów to istne arcydzieła! A ułożone z precyzją ciasteczka wyglądają na nich jak paleta różnokolorowych farb... się rozmarzyłam...
Na koniec tych opowieści różnej treści o naszym, a głównie moim tu bytowaniu kilka foteczek ;)
1.przed bramą naszej rezydencji - bardzo szeroka ulica, jedna z głównych dróg :P
2. Może niezbyt urokliwa, ale nie o to chodzi - doskonały przykład standardowego chodnika, standardowej szerokości ulicy i do tego, zwróćcie Państwo uwagę, na tej ulicy, po lewej stronie jest garaż, co wskazuje nie tylko na to, że jeżdżą tędy samochody, ale co lepsze, są w stanie manewrować do garażu!
3. Mury od wewnątrz...
4. ...i od zewnątrz :) pod ogrodami papieskimi
5. Taki sobie placyk kawiarniany
6.Les Halles w naszym obiektywie (latem na pewno są zieleńsze :P)
7. Ulica - deptak, w naszej okolicy - moja ulubiona, choć bez straganów, za to z kanałem, platanami i kamiennymi ławeczkami :)
Cudownie się to czyta.. Czekam na cd. :)
OdpowiedzUsuńDziękuję!
UsuńBardzo miło mi to "słyszeć"!
CDN. :D