W Polsce już podobno pojawił się śnieg...
My tymczasem korzystamy z pięknej, złotej jesieni :)
Chociaż czasem zdaje mi się, że tutejszej aktualnej pogodzie bliżej do znanej mi z ojczystego kraju wiosny.
Bo jak to nazwać inaczej?!
15-17 stopni i pełne słońce :)
Oczywiście, bywają i chłodniejsze dni. W najgorszym razie jest to jakieś 12 kresek powyżej zera i szalejący wicher. No, może jeden dzień w zeszłym tygodniu wyświetlił mi się jako 8 stopni, a odczuwalne 3!!! Tubylcy wybrali na tą okazję stroje niczym mieszkańcy odległej, mroźnej Syberii! Choć muszę przyznać, że i ja już przywykłam do tego ciepłego klimatu i w ten 'zimny' dzień przywdziałam całkowicie zimową garderobę :) Niemniej jednak, wolę już mistralowe urwanie głowy w pełnym słońcu niż pluchę i szarugę... Nawet przy sporym wietrze mój super-ciężki wózek nie odleci, a Pyza zakryta przeciwdeszczową folią pozostaje nietknięta jego lodowatymi porywami. Tym sposobem ona w plastikowej 'szklarence', a ja w czapce i rękawiczkach (tak, tak...rozwydrzyłam się tu okropnie i teraz nawet przy 15 stopniach chodzę w rękawiczkach!) nadal przemierzamy wzdłuż i w szerz (z tym to może bez przesady :P chodniki są tu wąskie jak cholera!) avignońskie uliczki.
Choć przełom października i listopada, który spędziliśmy w Polsce, pogodowo nie był aż tak straszny jak nam przepowiadano i było nawet kilka słonecznych dni to do tutejszego słońca im jednak daleko. Wiele razy tęsknie za nim wzdychałam...
Kiedy prawie 4 tygodnie temu wyszliśmy z hali przylotów na lotnisku w Marsylii i powitało nas to wspaniałe ciepełko to mimo tęsknoty za Polską, która rozpoczęła się nam już w drodze na Okęcie, ciężko było nie odwzajemnić uśmiechu do słońca...
Jak to mówią: nie można mieć wszystkiego...niestety :(
Niebawem znów opuścimy słoneczne Avignon by spotkać się z naszymi najbliższymi...
Póki co jednak cieszymy się piękną pogodą i spacerom nie ma końca!
Mam nadzieję, że deszczowe dni, które zapewne i ten rejon odwiedzają, przyjdą tu akurat, gdy my będziemy zajadać się rybą po grecku i pierogami :D
A na potwierdzenie moich opowieści kilka foteczek z niedawnego naszego spaceru...to akurat połowa listopada, ale wiele się nie zmieniło :) No, może kopce liści teraz jeszcze wyższe, bo znów kilka dni powiało mocniej...
Moje ulubione mury, błękitne niebo, słońce... i mój ulubiony przyrząd treningowy :) Pasażerka rośnie, a wraz z nią moje muskuły :P |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz