Choć tego tu nie widać całkiem sporo ostatnio narobiłam...
Stety-niestety, nie miałam kiedy pochwalić się tym na blogu!
Dziś pochwalę się kolejną ramką - metryczką, która wyszła spod mojej ręki.
Stety-niestety, nie miałam kiedy pochwalić się tym na blogu!
Dziś pochwalę się kolejną ramką - metryczką, która wyszła spod mojej ręki.
Jeśli byliście tu ze mną rok temu, to wiecie, że nasz Adasiek ma siostrę cioteczną "prawie bliźniaczkę" ;) Mnie przyjmowali na oddział szpitalny, gdy dziewczyny, moja szwagierka z Natalą, cieszyły się już zamianą stanu 2w1 na 1+1. Gdyby ktoś popatrzył z boku to na mur beton stwierdziłby, że to jakieś wyścigi kto się pierwszy pobierze, zaciąży czy ochrzci :P A prawda jest taka, że to życie układa takie zabawne scenariusze. I tak, ślubowali sobie 2 tygodnie przed nami, w ciążę z drugimi dzieciakami zaszłyśmy w tym samym czasie, choć obie zgodnie twierdziłyśmy kilka tygodni wcześniej, że szanse są na to znikome... Między narodzinami Natalii (27.05.17) a Adaśka (31.05.17) minęło dokładnie 80 godzin i 45 minut, choć w terminach różniłyśmy się o 2 tygodnie ;) Chrzciny także miały być "osobno". My datę chrztu Adasia wybraliśmy jeszcze zanim się urodził, ale o tym innym razem. W pierwszej wersji Natala miała mieć swoje pierwsze kościelne święto jeszcze latem. Później zapadała decyzja o tym, że nastąpi to w lutym. Niestety koniec zimy był pogromem chorobowym w naszej familii i wymieniając się zarazami przeszło miesiąc prychaliśmy, kichaliśmy i inhalowaliśmy się na zmianę. Gdy w końcu doszliśmy do siebie okazało się był już marzec. Kolejny termin wyznaczono na 21.04, a ostatecznie zmieniono go na 1.04, czyli na Niedzielę Wielkanocną. Tym sposobem znów raz za razem ogarnialiśmy uroczystości rodzinne. I dodatkowo "wymieniliśmy się" chrzestnymi matkami, bo ja podawałam Natalę, a tydzień później jej mama stała z nami w pierwszym rzędzie z szatką dla Adaśka :P
W prezencie chrzcinowym nie mogło oczywiście zabraknąć wózka, który przysługuje już niejako "z urzędu" :P
Nie mogłam się jednak powstrzymać, by nie wykleić czegoś jeszcze. Po sukcesie wykonawczym, za jaki poczytuję ramkę-metryczkę dla Mieszka, postanowiłam kolejny raz postawić na ramkę i odnotować w niej Natalkowe "liczby narodzinowe" :)
Tak powstała kolejna metryczka do mojej galerii dumy.
Nam się bardzo podoba:-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam szwagierka:-)
Usuń