Dalsza część Majówki 3.0 upłynęła nam pod znakiem Mistralu...
Stwierdziłam ostatnio, że z tym wiatrem tu jest tak, że przez pół roku się go nienawidzi, a przez drugie pół uwielbia. No, może z tym "uwielbieniem" to trochę na wyrost, niemniej jednak przy dużych upałach te zimne podmuchy przynoszą przyjemne wytchnienie...
W dość wietrzną sobotę znów wybraliśmy się na plażę.
Tym razem nasz wybór padł na miejscowość La Grau du Roi położoną po sąsiedzku z La Grande Motte, na wschód od Montpellier, a więc nie jest to już rejon "Lazurowego Wybrzeża". Nie oznacza to jednak, że jest mniej przyjemnie. Jest jednak inaczej...
Na Lazurowe Wybrzeże dociera się pokonując wspominane już przeze mnie "śródziemnomorskie fiordy", czyli calanques. Tu, bardziej na zachód natomiast trasa wiedzie przez równiny, a im bliżej morza tym więcej "bajorek" i rozlewisk. A to wszystko dzięki temu, że są to tereny delty Rodanu. Przepiękne! Rozlewiska rzeki zostały nawet zabezpieczone rangą Narodowego Rezerwatu Przyrody Camargue. Można tu spotkać wiele gatunków ptactwa i całe tony komarów... Dla zainteresownych zwiedzaniem tych okolic dobra rada od francuskiego znajomego: "zwiedzać w czasie Maistrala" - wtedy wszystkie komary po prostu wywiewa! Naszym celem tym razem nie było jednak zwiedzanie rezerwatu przyrody, a ordynarne byczenie się na plaży...
Oczywiście zwiedzanie atrakcji miasteczka, a wśród nich Seaquarium oraz portu jachtowego, również było wpisane w nasz rozkład dnia :-)
Pobyt w La Grau du Roi rozpoczęliśmy od spaceru po mieście, które, ku naszemu przerażeniu przypomina nasze polskie Władysławowo w szczycie sezonu... Tragedia - pomyślałam! Wszystkie uliczki zastawione straganami na grubo, a pomiędzy nimi morze ludzi, co najmniej jak na pielgrzymce! Jedyna rzecz, która "wpadła mi w oko" to kanał łączący La Grau du Roi z położonym bardziej w głąb lądu Aigues Mortes. Można wzdłuż niego spacerować w cieniu palm i podziwiać "zaparkowane" łódeczki...
Po spacerze swoje kroki skierowaliśmy do Seaquarium czyli akwarium morskiego będącego jedną z głównych atrakcji miasta.
Tu ciekawostka dotycząca cen.
Zawsze i wszędzie polecam najpierw udać się do biura informacji turystycznej. Po pierwsze po mapę! To moja pamiątka z każdej wycieczki :) Zwykle te mapy mają oznaczone najważniejsze punkty w mieście, a często również i wyznaczone trasy spacerowe. Poza tym w "office de tourisme" często gęsto można znaleźć różnego rodzaju prospekty z licznych atrakcji turystycznych, opatrzone, UWAGA, zniżką!!! w stylu: "z tą ulotką 5% /2 EUR /druga para taniej :-) Ewentualnie można czasem zakupić lub dostać "paszport ze zniżkami", który obejmuje wiele różnych atrakcji turystycznych (wtedy najczęściej jest płatny) lub innych atrakcji, jak zniżki na loty paralotnią, restauracje i sklepy (wówczas zwykle jest darmowy - tak było właśnie w La Grau du Roi). I na koniec: jeśli to tylko możliwe (tu miłe zaskoczenie - w informacji turystycznej Francuzi z "obsługi" mówią po angielsku :P), spróbujcie pytać pracowników takiego biura o różne zniżki. Nam się właśnie to sprawdziło, bo choć miałam papierowy prospekt seaquarium opatrzony zniżką "-1,5 EUR" okazało się, że zakupując bilet w punkcie turystycznym mogę oszczędzić jeszcze więcej! :D
To tyle dobrych rad, wracam do seaquarium...
A tam...
Jakby to powiedzieć, żeby elegancko brzmiało, gdy jedyne co mi przychodzi do głowy to: "d*** nie urwało" :P No, ale taka prawda. Fajnie urządzona i skomponowana jest część edukacyjna dedykowana głównie dla dzieci i młodzieży, ale niestety cała po francusku :( Jeśli chodzi zaś o inne "atrakcje" obiektu, np. o "tunel z rekinami", to muszę przyznać słabizna. W sumie po odwiedzinach barcelońskiego oceanarium nie ma się co dziwić. Tam stawało się na ruchomej podłodze i przesuwając podziwiało płaszczki, rekiny i inne stwory przez dłuuugi tunel z prawdziwego zdarzenia. Tu tunel był zdecydowanie krótszy, a do tego to tak naprawdę pionowe i poziome okna połączone ze sobą... czyli nic specjalnego. Jeśli chodzi o mniejsze akwaria z kolorowymi rybkami to owszem, podobały mi się, jednak nie wyróżniały się niczym szczególnym na tle tego co można obejrzeć w ogrodach zoologicznych, nawet naszym warszawskim... Ale żeby zakończyć optymistycznym akcentem: spodobał mi się za to zbiornik dla fok, gdzie można było podziwiać ich podwodne wyścigi :-) Bardzo lubię patrzeć na te zwierzęta pod wodą, bo choć na lądzie są dość zwaliste i niezgrabne w wodzie mają w sobie wiele gracji i lekkości...
Po spacerze swoje kroki skierowaliśmy do Seaquarium czyli akwarium morskiego będącego jedną z głównych atrakcji miasta.
Tu ciekawostka dotycząca cen.
Zawsze i wszędzie polecam najpierw udać się do biura informacji turystycznej. Po pierwsze po mapę! To moja pamiątka z każdej wycieczki :) Zwykle te mapy mają oznaczone najważniejsze punkty w mieście, a często również i wyznaczone trasy spacerowe. Poza tym w "office de tourisme" często gęsto można znaleźć różnego rodzaju prospekty z licznych atrakcji turystycznych, opatrzone, UWAGA, zniżką!!! w stylu: "z tą ulotką 5% /2 EUR /druga para taniej :-) Ewentualnie można czasem zakupić lub dostać "paszport ze zniżkami", który obejmuje wiele różnych atrakcji turystycznych (wtedy najczęściej jest płatny) lub innych atrakcji, jak zniżki na loty paralotnią, restauracje i sklepy (wówczas zwykle jest darmowy - tak było właśnie w La Grau du Roi). I na koniec: jeśli to tylko możliwe (tu miłe zaskoczenie - w informacji turystycznej Francuzi z "obsługi" mówią po angielsku :P), spróbujcie pytać pracowników takiego biura o różne zniżki. Nam się właśnie to sprawdziło, bo choć miałam papierowy prospekt seaquarium opatrzony zniżką "-1,5 EUR" okazało się, że zakupując bilet w punkcie turystycznym mogę oszczędzić jeszcze więcej! :D
To tyle dobrych rad, wracam do seaquarium...
A tam...
Jakby to powiedzieć, żeby elegancko brzmiało, gdy jedyne co mi przychodzi do głowy to: "d*** nie urwało" :P No, ale taka prawda. Fajnie urządzona i skomponowana jest część edukacyjna dedykowana głównie dla dzieci i młodzieży, ale niestety cała po francusku :( Jeśli chodzi zaś o inne "atrakcje" obiektu, np. o "tunel z rekinami", to muszę przyznać słabizna. W sumie po odwiedzinach barcelońskiego oceanarium nie ma się co dziwić. Tam stawało się na ruchomej podłodze i przesuwając podziwiało płaszczki, rekiny i inne stwory przez dłuuugi tunel z prawdziwego zdarzenia. Tu tunel był zdecydowanie krótszy, a do tego to tak naprawdę pionowe i poziome okna połączone ze sobą... czyli nic specjalnego. Jeśli chodzi o mniejsze akwaria z kolorowymi rybkami to owszem, podobały mi się, jednak nie wyróżniały się niczym szczególnym na tle tego co można obejrzeć w ogrodach zoologicznych, nawet naszym warszawskim... Ale żeby zakończyć optymistycznym akcentem: spodobał mi się za to zbiornik dla fok, gdzie można było podziwiać ich podwodne wyścigi :-) Bardzo lubię patrzeć na te zwierzęta pod wodą, bo choć na lądzie są dość zwaliste i niezgrabne w wodzie mają w sobie wiele gracji i lekkości...
Urodą zdecydowanie bardziej odpowiada mi Lazurowe Wybrzeże, czyli nasza "francuska Chorwacja" jednakże plażowanie na piasku jest dużo wygodniejsze niż rozkładanie się na kamulcach! I to w głównej mierze zdecydowało o naszym pobycie w La Grau du Roi... dość dłuuugie piaszczyste plaże. To co miało być dla nas chwilą relaksu za sprawą Mistrala zmieniło się jednak w koszmar nie do opisania! Zanim poczuliśmy piach pod stopami mogliśmy go już zasmakować... Silny wiatr rozwiewał piasek z wydm na prawo i lewo, unosił na dość znaczne wysokości i odległości, tak że w okolicach plaży cały czas panowała piaskowa mgła. Byliśmy jednak mocno zdeterminowani na plażing... Rozłożyliśmy koce za płotem jednego z plażowych barów i próbowaliśmy wypocząć... Nie było nam to jednak dane! Wiatr był zbyt silny. Uszy, oczy, zęby...wszędzie pełno piachu, a do tego skóra, oczywiście potraktowana filtrem przeciwsłonecznym również równo pokryła się jego ziarenkami... Zmieniliśmy miejsce na takie bliżej morza, prawie na mokrym piachu, bo wtedy nie ma co przywiać. Udało mi się nawet przyciąć sobie krótką drzemkę, jednak Pan Mąż ma zdecydowanie mniej cierpliwości w tego typu kwestiach i zarządził koniec plażowania i wakacjowania na ten dzień.
W drodze do domu z okien samochodu podziwialiśmy okolicę i oczywiście zdecydowaliśmy, że jeszcze tam wrócimy... Przede wszystkim, w La Grau du Roi ominęliśmy port jachtowy, który jest podobno wart obejrzenia. Także okolice tego miasteczka mają wiele do zaoferowania... Choć flamingi w naturze mieliśmy okazję już spotkać na Sycylii również tu udało nam się wyłapać kilka sztuk na trasie :-) Być może za jakiś czas, gdy wybierzemy się znowu w te okolice odwiedzimy okoliczne saliny, gdzie więcej jest takich ciekawostek...
Każda prawie wycieczka pozostawia jakiś niedosyt, coś czego nie zdążyliśmy/ nie mogliśmy lub nie wiedzieliśmy, że możemy zobaczyć...
Tym sposobem nie wiem czy starczy nam tego pobytu we Francji by zobaczyć choć ułamek tego co ma do zaoferowania chociażby Prowansja, skoro wszędzie prawie musimy udać się po raz drugi :-P
I tradycyjnie już, na koniec fotorelacja z wycieczki :)
Kanał w La Grau du Roi |
La Grau du Roi |
Seaquarium... atrakcja chyba dla dzieci...aaale się zmieściłam (ledwo, ale wlazłam :P) |
Zbiornik dla fok :-) |
Seaquarium |
Moja lepsza strona :-) |
Plaża w La Grau du Roi |
Boisko do gry w boule...bo każde szanujące się miasteczko boiska musi mieć! |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz