poniedziałek, 16 listopada 2015

Jak (nie) podróżować, czyli zapakuj się po brykusiowemu!

Jako, że wiosenno-letnią porą mój odmienny stan był już dość widoczny, a regulaminy większości linii lotniczych podają, że mogą 'ciężarówce' zbyt zaawansowanej odmówić wycieczkowania, od kwietnia kontakt z Polską mieliśmy jedynie internetowy.

I w końcu...
Po pół roku spędzonym we Francji znowu nadeszła ta wytęskniona chwila pobytu w Polsce, w rodzinnym domu...
Czas radosnych spotkań z bliskimi, rodziną, przyjaciółmi...
Ale też pora nieprzyzwoitego obżarstwa, łasuchowania i delektowania się polskimi specjałami :)


Trochę obawialiśmy się tej podróży...
Jak już tu wspominałam, nie udało nam się niestety zakupić bezpośrednich biletów lotniczych i zmuszeni byliśmy przesiadać się w Brukseli.
Taka kombinowana wycieczka dodatkowo podniosła nam poziom adrenaliny!
Raz już w prawdzie pokonywaliśmy trasę do Polski w ten sposób. Wtedy jednak Pyza miała zdecydowanie bardziej poręczne 'nosidło' :P
Przeczesując bezkresne czeluście internetu starałam się przygotować do tej wyprawy jak najlepiej. Z uwagą prześledziłam wpisy podróżujących rodziców... I po krótkiej ich analizie stwierdziłam, że nijak się mają do naszych - brykusiowych - realiów! No, może poza tym, że mam zabrać ze sobą pieluchy na podróż i wodę!
Naprawdę - EUREKA!!!
Serio?!Ktoś może tego nie wiedzieć?!
Niestety, pozostałe porady mogłam sobie w buty wsadzić, mówiąc elegancko...
No bo co z tego, że wiem, że dobrze mieć kompaktowy, składany wózeczek, kiedy my dysponowaliśmy jedynie fotelikiem samochodowym (bez kółek, bo rama od wózka, ważąca 12 kilo i składana do wielkości mega walizki raczej nie wchodzi w grę!)?! Jak się nie ma co się lubi...
Do tego jedyne walizki, jakie pozostały nam w Avignon miały rozmiar bagażu podręcznego, bo byliśmy przekonani, że polecimy tanimi liniami, bez bagażu nadawanego (dlatego wielkie paki pojechały z rodzicami do Polski, żebyśmy mogli zabrać je - wypełnione kabanosami i twarogiem!!! - w okolicy świąt). Rada doświadczonych rodziców-podróżników pt. 'ogranicz swój bagaż do minimum' była więc również jak 'kulą w płot', bo skoro miałam dużo większe limity wagowe i sztukowe niż w tanich liniach, próbowałam obwiesić się jak cyganka tobołkami, by nasze walizki mogły być bagażem nadawanym (a walizki zapakować na maxa - w końcu mogłam nadać aż 23 kg ! Tylko jak to zmieścić do walizki, która przewidziana jest na 12-15?!)!

Czyli kwestie pakowania i wygody mieliśmy z głowy.
Choć zwykle moje pakowanie to majstersztyk, czym już nie raz się tu chwaliłam! :P tym razem pojechałam po całości...
Ani wygodnie, ani kompaktowo, ale 'jakoś damy radę'...

A co właściwie przyszło nam ze sobą zabrać?!
Oto lista naszego bagażu:
- nosidełko - fotelik samochodowy, bez kółek!!! Za to z pasażerem w środku - pasażer: 6kg!
  (info dla niedoświadczonych z tego typu akcesoriami: ten przedmiot to najbardziej nieporęczna rzecz jaką kiedykolwiek w życiu przyszło mi nieść! A ma nawet uchwyt do noszenia! Wierzcie mi, nawet łózko polowe typu kanadyjka - wraz z zawartością w postaci śpiwora, koca i materaca - związane naprędce sznurkiem z okazji alarmu na obozie harcerskim, które musiałam z sobą targać po ciemnym lesie w piękną letnią noc jest poręczniejsze!).
- 2 walizki o rozmiarze dużego bagażu podręcznego (jakoś tak 50x40x20)
- torba - bagaż podręczny dziecka o wadze 10 kg
- torebka damska, bynajmniej nie na chusteczkę (jakieś 30x20x15) wypchana oczywiście po brzegi
- plecak (podobnie jak damska torebka - zapakowany na maxa, czyli papiery, elektronika, kanapki, butelka wody... na wypasie)
- torba z laptopem

Wyglądaliśmy jak cygański tabor!
Żałuję, że nie zrobiliśmy sobie zdjęcia, bo niestety-stety w takiej formie już wycieczki nie powtórzymy...
Nie żeby było nam niewygodnie, czy nieporęcznie...
To była po prostu MASAKRA!!!
I pomyśleć, że wychodząc z domu wzięłam jeszcze worek śmieci!!!
Nie, nie mam trzeciej ręki!

Dobrze, że jechaliśmy do Polski, to nastroje mieliśmy zdecydowanie korzystniejsze i te 'niedogodności' (lepiej określane jednak słowem : MASAKRA) były do przeżycia.
Nawet nie mam na kogo zwalić takiej formy naszego ekwipunku...
Sama to wszystko wymyśliłam!
Sama pakowałam!
I nawet na Aśkę nie mogę zrzucić ogromu rzeczy do zabrania, bo dla niej akurat wszystko czekało już w Polsce!
Sama sobie zgotowałam taki los!
Najważniejsze jednak, że wszystko pięknie się udało...
Nic nie zgubiliśmy i wszystko dotargaliśmy ze sobą do celu !!!
A o ile jestem mądrzejsza...
Tego dowiecie się z wpisu o powrocie :P

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz