Z jednej strony staramy się tłumaczyć sobie, że dom jest tam gdzie my.
Czyli teraz nasz dom jest tu, w Avignon...
Ale czy na pewno?
Kiedy przyjechaliśmy do Polski na święta ani przez chwilę nie czuliśmy jakbyśmy gdziekolwiek wyjeżdżali i nie było nas aż 3 miesiące. Przez całą naszą nieobecność byliśmy przecież w kontakcie z naszymi rodzinami, przyjaciółmi, znajomymi... Tylko walizki ciągane w tą i z powrotem od jednych do drugich rodziców przypominały nam o tym, że jednak jesteśmy w podróży...
Te 10 dni w Polsce minęło nam niezwykle intensywnie i totalnie za szybko!
Notes, który od jakiegoś czasu stanowi moją pamięć zewnętrzną w związku z pewnymi brakami pod kopułką w ostatnich miesiącach :) pękał w szwach od rzeczy do załatwienia, zapamiętania, kupienia!
Pierwszy raz miałam też "kalendarz spotkań" jak jakaś "bardzo ważna osoba" :P
Po kilku dniach tej gonitwy, po dopełnieniu zawodowych formalności, uzupełnieniu zapasów kosmetyków i innych rarytasów dostępnych tylko w Polsce, po serii spotkań z rodziną i przyjaciółmi byłam absolutnie szczęśliwa, ale i tak samo wykończona!
Szkoda, że mój Pan Mąż nie wpadł wcześniej na pomysł "przecież nie musisz wracać ze mną"! Bo jak już mieliśmy wykupione bilety to raczej 'musztarda po obiedzie'...
Mimo zmęczenia nie odpuszczaliśmy... każda minuta była wypełniona w 100%...
Wstawałam o 6 rano razem z moimi rodzicami, żeby choć wypić z nimi herbatę zanim wyjdą do pracy! "Oczy na zapałki", ale mieliśmy choć te kilka chwil dla siebie!
Wspaniale było móc spotkać się z bliskimi, poświętować razem przy wielkanocnym stole, delektować się prawdziwie polskimi smakołykami...domowym pasztetem, barszczem białym czy żurkiem no i oczywiście pierogami!
Jak wiadomo jednak, wszystko co dobre szybko się kończy...
Skończył się i urlop w Polsce :(
Wycałowani przez naszych kochanych rodziców, wyściskani przez przyjaciół, obładowani pysznościami i zakupami (tak, tak, na zachodzie nie jest tak wspaniale, niektóre cuda można kupić tylko w Polsce :P) wsiedliśmy do samolotu powrotnego do...no właśnie?
Czy do domu?
Chyba jednak do mieszkania...
Dom jest tylko jeden i ostatni pobyt w Polsce utwierdził nas o tym jeszcze, jeszcze bardziej!
I choć niektórzy wróżą nam długie tu pobyty, zagraniczne kariery czy przywyknięcie do tego miejsca, ludzi, klimatu, życia my wiemy na pewno: robimy co swoje i wracamy...
Na pewno do DOMU!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz