Taaak było pysznie, że należy się temu osobny post :-)
Albo nawet dwa...
...nieee...
Jednak poprzestanę na jednym, bo na samą myśl o tym co napiszę już cieknie mi ślinka...
Zwierzałam się Wam tu nie raz jak bardzo brakuje mi polskich przysmaków jak twaróg czy najprawdziwsze w świecie masło! Nie mogłam już doczekać się pobytu w Polsce obiecując sobie zjedzenie wszystkiego "na zapas".
Przed świętami zaczęłam "robić miejsce" na te wszystkie rarytasy... Oszczędzałam się w spożyciu słodyczy i innych pyszności przed wyjazdem, choć nie było to łatwe, bo ostatnimi czasy moje ulubione śniadanie to czekolada, a obiad - lody :-) Jednak ilość wszelkich delikatesów jaka mnie spotkała nie równała się oczywiście ilości odmówionych sobie czekoladek we francuskim życiu...
Nie ważne ile kilogramów mnie to kosztowało :P - było pysznie!
Najśmieszniejsze było to, że nasi rodzice spodziewali się, że będziemy mieli ochotę na co najmniej 'marcepany z szarego mydła' czy inne wydziwione potrawy. A my tymczasem moglibyśmy całe święta opędzić bułką z masłem, a w przypadku Pana Męża - z domowym smalcem :-)
Mimo naszych niewielkich wymagań dane nam było skosztować na tym wypoczynku prawdziwych frykasów... Był i rosół z ganianej kury... i pierogi z mięsem mniam!!! Zjadłam ich chyba ze 40 !!!
A na deser: twaróg !
W każdej postaci!
I u jednych i u drugich rodziców: twaróg, twaróg, twaróg :)
Na słodko, na ostro, z rzodkiewką, śmietanką, cukrem, dżemem, w serniku i w melbie, w pierogach leniwych i ruskich.
Twaróg, twaróg, twaróg !!!
Przez chwilę zastanawiałam się nawet czy możliwa jest reakcja alergiczna przy takim jego nadużyciu... Szczęśliwie ode mnie się tego nie dowiecie! :D
Z innych "marzeń człowieka na emigracji" był też serek topiony...wielki frykas, nie? :) Ale tu, we Francji, go nie znalazłam, więc oczywiście wcinałam jak 'małpa kit'.
Święta nie odbyłyby się bez mazurków rzecz jasna!
Muszą to być obowiązkowo mamine mazurki!
Żadne tam podróby ze sklepu i inne wypieki 'na skróty'.
I chwała Mamie za to, że chciało jej się upiec te mazurki :-) Bo z całej tej listy marzeń kulinarnych wywiązała się w 100%!!!
I Tato mój też kochany, bo w pocie czoła wygniatał dla nas ciasto drożdżowe, które na zmianę z twarogiem jadłam bez przerwy :D
Pychota!
Właśnie to kocham w świętach!
Że wszystko jest domowe...
Że Mama na propozycję zakupu ciasta odpowiada: "Kupne to mogę jeść cały rok! Jakie wyjdą takie będą, ale domowe. Upiekę sama!"
W końcu też zaznałam różnicy w żurku i barszczu białym :) A to dlatego, że u jednych rodziców serwowany był barszczyk a u drugich żurek. Aż trudno wybrać, który lepszy! Uwielbiam oba...
No i mniej wielkanocna, ale jakże ukochana ryba po grecku... Palce lizać!
Po takim łasuchowaniu naprawdę trudno było nam się zebrać do powrotu. Tym bardziej, że mamy naszykowały "słoiki", na które nie mieliśmy miejsca w bagażu... Aż bolało serce...
Widziałam wiele blogów, na których znaleźć można osiągi innych...
Blogerzy chwalą się co też nowego w kuchni wyczarowali, dzielą się przepisami na mniej lub bardziej wymyślne potrawy...
Okraszają je wspaniałymi zdjęciami...
A ja chcę tylko, a raczej AŻ! Pochwalić:
1. Naszych kochanych rodziców, którzy potrafili, a przede wszystkim chciało im się!!!, wyczarować te wszystkie smakołyki by sprawić nam radość!!! Udało się :D
2. Nasze polskie produkty, bez których nie udałoby się tego wszystkiego ugotować! Może i da się upichcić te dania w każdym innym miejscu, ale tylko w Polsce, tylko w domu będą TAK smakowały!
3. Nas, czy raczej nasze żołądki, a może skórę, albo ogólnie rzecz ujmując geny, które pozwoliły nam ujść z życiem mimo dziennej dawki kalorii 100-krotnie przewyższającej dopuszczalne normy!
W związku z tym nie ozdobię tego wpisu zdjęciami, bo:
1. Muszę chronić wizerunek rodziców, którzy nie mieliby chwili spokoju gdyby każdy wiedział, że potrafią takie pyszności wyczyniać!
2. Wszystkie dania zostały zjedzone szybciej niż ugotowane, szkoda czasu na robienie zdjęć, kiedy ciepłe ciasto jest najlepsze! (tylko trochę czasem boli brzuch, ale do przeżycia....czego się nie robi :P)
3. Nie pękliśmy, ale zanim wrócimy do figury, którą można pochwalić się na Facebooku pod wyzwaniem Ewy Chodakowskiej :P, upłynie jeszcze trochę czasu... A z resztą, potem znów przyjedziemy do Polski i wszystko zacznie się od początku...
Takie to były pyyyyszne święta!
Rozmarzyłam się...
A Wy, jakie smaki świąt lubicie najbardziej?
PS. Ależ zgłodniałam!
Dobrze, że zmieściła mi się do walizki kostka prawdziwego masła...czas na drugie śniadanie!
Dobrze, że zmieściła mi się do walizki kostka prawdziwego masła...czas na drugie śniadanie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz