Niektórych z
Was, czytelników mojego bloga, którzy nie mieli okazji mnie poznać i nie
utrzymują ze mną kontaktów, nazwijmy je koleżeńskich, ta wiadomość może
zaskoczyć…
Choć na
blogu dało się wyczuć „specyficzny” klimat oficjalnie nie informowałam o
nadchodzących ogromnych zmianach w Brykusiowej krainie.
Jest to
więc, przynajmniej formalnie, niespodzianka dla gości „Brykusiowa”.
20 lipca
zostaliśmy RODZICAMI !!!
Dla nas i
naszych bliskich też jest to niespodzianka! :D
Nie, nie
fakt, że byłam w ciąży :)
To typowa „Kinder
niespodzianka” z zaskoczeniem pt. „Co jest w środku?” :P… bo postanowiliśmy dopiero
przy rozwiązaniu dowiedzieć się kto dołączy do naszej „drużyny”.
Pamiętacie
literki, które wydłubałam z papieru i tektury wiosną?
Zestawy były
dwa: Asia i Adaś…
Teraz
zagadka już rozwiązana!
To dziewczynka!!
Różowe literki wiszą nad łóżeczkiem… a adasiowy napis musi poczekać spokojnie w moim kuferku ze skarbami na swoją kolej !
Długo zastanawiałam się czy publikować tego newsa na blogu.
Jak z resztą widzieliście, prócz rękodzieła, które mogło wskazywać, że „coś
jest na rzeczy”, fotki z wyjazdów, wycieczek i inne takie skrzętnie ukrywały
mój rosnący brzuchal.
Do końca ciąży utrzymywałam, że nasze dziecko nie będzie osobą
publiczną, poród nie będzie relacjonowany online, nie będzie też z tej okazji wydarzenia
na facebooku, a profile na portalach społecznościowych nasza latorośl założy
sobie kiedyś sama :P
Jak widzicie, konsekwencji starczyło jednak na krótko…
Po pierwsze dlatego, że dziecko jest wspólne - taty i mamy - a my zdecydowaliśmy się żyć i wychowywać je
razem, więc gdy jedno jest na „tak”, a drugie na „nie” trzeba szukać kompromisu
(w tym akurat przypadku jedno musiało ustąpić, nie było trzeciej opcji… tym
razem ustąpiła mama)
Po drugie dlatego, że ciężko nie pochwalić się takim szczęściem i
radością z życzliwymi znajomymi (stąd ustąpiła
mama :) )…
a skoro jesteśmy zagranicą to najprościej, najłatwiej i najszybciej zadziała
internet i wszechobecny już facebook (Czy to już lokowanie produktu? Powinni może
płacić mi za tą reklamę :P).
Po trzecie
dlatego, że odkąd tu przyjechaliśmy zmodyfikowałam charakter bloga i między
kolejnymi wyrobami papierowymi dzielę się tu z Wami swoimi przemyśleniami,
obserwacjami i zmaganiami z życiem codziennym. Nie da się więc udawać, że nic
się nie zmieniło… Od teraz zapewne gro naszych perypetii na francuskiej ziemi
będzie spowodowanych tym małym, słodkim człowieczkiem śpiącym właśnie smacznie
przy moim boku!
Z pewnością
jednak fakt, iż do moich „tytułów” obok żony, córki, siostry, wnuczki, synowej,
bratowej, szwagierki, kuzynki, pracownika, chemika czy rękodzielnika dołączył najważniejszy
z nich: MATKI, blog ten nie zamieni się w pamiętnik o „zupkach i kupkach”…
Nie mam nic
przeciwko takowym, jednakowoż mój pomysł na dalsze losy „Brykusiowa” jest inny.
Już wkrótce
opowiem Wam o naszych przeprawach z służbą zdrowia, którą przy okazji ciąży
mogłam tu wypróbować czy o kontaktach z polskimi placówkami
dyplomatycznymi we Francji.
Nie zamierzam
również rezygnować z rękodzieła, o nie!
…muszę tylko
uzbierać trochę nowych opakowań po żywności, bo „przyzwoite” surowce już się
wyczerpały!
Tymczasem
uciekam do mojej, trzytygodniowej już (jak ten czas leci!!!), małej księżniczki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz