środa, 1 czerwca 2016

Na Dzień Dziecka o moich dzieciach

Tych najbliższych mi jest dwójka...
Nie ma między nimi cienia rywalizacji, a jedynie pełna zgoda i harmonia. 
Dogadują się doskonale od pierwszego ujrzenia :D

* * *
Pyzka, Asia, z angielskiego nazywana Dżoaną, a przez znajomych francuskojęzycznych - Żoaną... 
Nasze małe szczęście!

Mam nadzieję, że wszystko co robię sprawia, że ma ze mną Dzień Dziecka na co dzień! 
Bo cóż jest najważniejszego dla takiego brzdąca? 
Co ważniejszego i cenniejszego można ofiarować tej małej istotce ponad bezgraniczną miłość, oddanie, poczucie bezpieczeństwa, spędzoną wspólnie na zabawach i szaleństwach każdą możliwą chwilę i pyszną, domową zupę :) ? 
Od świtu do nocy oglądam wszystkie jej małe ząbki, więc chyba moją misję wykonuję przyzwoicie :)

Nie znaczy to jednak, że nasza pociecha zupełnie pozbawiona została materialnych podarków, bo przecież nie w tym rzecz :)
W związku z tym, że jest jeszcze mała i nie zna się na kalendarzu (ani na zegarku, niestety!, i nijak nie idzie jej wytłumaczyć, że 6:30 rano to jeszcze noc...), upominki wręczyliśmy jej nieco wcześniej. 
Choć ma zaledwie 10 miesięcy to jej upodobania jak na ten wiek są dość mocno sprecyzowane. Poza lalkami i książeczkami świata nie widzi. Nie ukrywam, że cieszy mnie to niezmiernie, szczególnie, że minęła jej już miłość do pianinka :D (wspominałam już tutaj o nim). W związku z powyższym wszystkie prezenty, które otrzymała, zarówno od nas jak i naszych najbliższych, są bardzo trafione, a uradowana nimi Pyza wygląda tak:

Książeczki i laleczki
(szerzej o zabawkach w innym wpisie, mam nadzieję niebawem :) )

Jednak, tak jak pisałam wyżej, to nie zabawki są najważniejsze. 
Wspaniałym prezentem jaki Pyza dostała na Dzień Dziecka były blisko dwa tygodnie spędzone z dziadkami. Piosenki, śmiechy, chichy i wszystkie wariacje... to jest coś czego żadne klocki nie zastąpią!

Tylko Dziadek potrafi tak zabawnie i wesoło podkładać głos pod Jacka (nowa, ulubiona lala :) )?!
Tylko Babcia zna sto piosenek i potrafi bawić się z Pyzką paluszkami?! 
Mama próbowała...
Niestety, Jacek przed mutacją brzmi głupkowato, a mimo usilnych starań moje paluszki tak ładnie nie stukają :( Całe szczęście, że chociaż i mi "tu kokoszka dziobała...", bo Pyzka od samego rana skubie małą rączkę, szukając gdzie też poleciała :)


* * *
Czekacie na rozwiązanie zagadki kto jest drugim dzieckiem??
Ręka w górę, kto obstawił, że to Pan Mąż ?? :P
Pudło!

Moje drugie dziecko...
...to dziecko we mnie!
Ula, Ulka, Urszulka - jak czasem mówi do mnie Tata, Uleńka - jak mawia Babcia...
Bo tego dziecka we mnie jest chyba czasem więcej niż dorosłego :D
Ale czy to źle?
Mnie się zdaje, że nie...
Póki nie jemy co dzień na śniadanie lodów (bo przecież raz na jakiś czas to nie grzech! Prawda, Mamo? :) ), nie łowimy ryb w salonie i nie malujemy kredkami po ścianach będę w sobie to dziecko pielęgnować!
 
Macierzyństwo to świetny czas!
Człowiek jednocześnie dorośleje, przewartościowuje wiele spraw, nabiera dystansu, pokory, ale też ma okazję na nowo odkryć w sobie bardziej lub mniej uśpione dziecko :)
I tak, znów z pasją ustawiam wieże z klocków, z pamięci recytuję ulubione wierszyki, z sentymentem wyciągam z kartonów przykurzone pluszaki...
Ale przecież na tym nie koniec :)
To raczej dopiero początek.
Jeśli trzeba, w sytuacjach kryzysowych (bo nawet najlepszym zdarzają się takie), zupełnie jak małe dziecko, bez zastanowienia zakładasz sobie skarpetki na uszy czy udajesz wywiad z wózkową parasolką. Nagle też okazuje się, że Twój koncert a cappella zarejestrowany kamerą wujka na siódmych urodzinach wcale nie był twym ostatnim występem publicznym, a z braku repertuaru, po godzinie wycia, bynajmniej nie do księżyca, ochoczo odśpiewujesz kolędy zmieniając dowolnie melodią i/lub słowa.
Brzmi znajomo? :)
A najlepsze jest to, że wszystko nam wypada w imię spokoju i szczęścia latorośli.
Znów podskakuję wesoło podśpiewując na środku ulicy, jak wtedy, gdy byłam małą dziewczynką, tyle, że zamiast trzymać mamę za rękę pcham przed sobą cały wózek radości :D

Wygląda więc na to, że obie z Pyzką Dzień Dziecka mamy codziennie!!!

* Oczywiście pobyt Rodziców był moim największym prezentem, ale przywiezione przez nich frykasy, jak twaróg, majonez i masło również plasują się wysoko w rankingu najlepszych upominków. Bo czyż nie są to wymarzone podarki? :D
A na koniec Mama ugotowała żeberka...
Czegóż chcieć więcej?

Prezenty, prezenty... Kanapeczki z twarogiem na ostro...na polskim chlebie :D
Zdjęcie na wypadek niewyobrażalnej tęsknoty. Nie wykluczam lizania ekranu komputera :P


* * *
Z okazji Dnia Dziecka
wszystkim dzieciom, tym dużym, jak ja, i tym całkiem małym,
 życzę przede wszystkim zdrowia!!!
Oraz by Dzień Dziecka trwał dla Was, tak jak dla nas,
cały rok, a uśmiech nigdy nie znikał z Waszych twarzy!!!
Wspaniałości!!!
... i słodkości... taaakich ogromnych jak te ze zdjęcia :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz