Coroczny festiwal teatralny w Avignon rozpoczął się na dobre!
Inauguracja miała miejsce 3 lipca i towarzyszyła jej parada... ponoć urocza :)
Były platformy, wszelkie możliwe stwory i dziwolągi ,przebierańce, tańce i zabawa!
Niestety, z powodu temperatury przekraczającej wszelkie normy mojego organizmu nie mogłam zobaczyć tego na własne oczy :(
Póki co, festiwal teatralny obserwuję jedynie wieczorami...
Spaceruję
po mieście i podglądam co też ma on do zaoferowania, poza oczywistymi
jakże spektaklami, których codziennie w mieście odbywa się zapewne
kilkaset!
Tak, tak!!!
Nie pomyliłam się!
Każdy
z teatrów wystawia po kilka tytułów. Niekoniecznie wieloaktowych, dwu-
czy trzygodzinnych przedstawień... Stąd robi się tego naprawdę pokaźna
liczba!
Miasto tętni życiem jak nigdy przedtem!
Na ulicach kłębią się tłumy turystów. Nawet późnym wieczorem ciężko jest spacerować w tym tłumie! Teraz doceniam przeprowadzkę na "przedmieścia". Bałam się, że będzie tu jak na końcu świata, bo przecież Avignon to małe miasto, więc wydawało mi się, że odległość 700 m do murów starówki to jak Modlin pod Warszawą. Teraz jednak przechodząc, a raczej przeciskając się, między turystami pod oknami mieszkania, którego nie wybraliśmy dziękuję Bogu, Panu Mężowi i opatrzności, że wyszło jak wyszło :)
Całe stare miasto zamknięte jest dla ruchu samochodowego, nie licząc oczywiście jego stałych mieszkańców, którzy mają przechlapane ! Bo wszyscy płyną, suną, wleką się ulicami... A że na każdym kroku czyhają rozmaite atrakcje nie sposób nie zatrzymać się i nie zagapić...
A okazji po temu jest wiele: grupy kabaretowe i teatralne (część z nich występuje na ulicach w ramach promocji swoich teatrów i spektakli, wystawiają więc krótkie scenki bądź fragmenty sztuki na ulicy i zachęcają do przyjścia "po więcej"), różnego rodzaju występy muzyczne, od śpiewających solistów, przez zespoły muzyczne, muzyczno-taneczne, po takie, to fenomen!, które nic w zasadzie nie robią, ot, puszczają muzykę i wyciągają ludzi z tłumu...i to oni właśnie gromadzą przed sobą największą widownię! :)
Naprawdę jest w czym wybierać!
Choć nie byłam na żadnej sztuce wystawianej w ramach festiwalu, a moje spacery to krótka przebieżka wokół starówki, te krótkie chwile spędzone razem z innymi uczestnikami festiwalu na "zagapianiu się" sprawiają, że czuję się w jakiś sposób jego częścią :)
Fantastyczna atmosfera towarzyszy tym obchodom! Jest tak wesoło i radośnie, ludzie uśmiechają się, bawią, czynnie uczestniczą w spontanicznych "kursach tańca", nie uciekają wybrani z tłumu do "pomocy przy spektaklu".
Nasi znajomi z Meksyku, mieszkający w centrum całego tego aktualnego "bałaganu" uważają, z resztą zapewne słusznie, że bycie tam teraz, mieszkanie w samym centrum i doświadczanie co dnia tej atmosfery to wspaniała przygoda. Zgadzam się z tym w 50% :)
Wspaniale jest być częścią tego wesołego, kolorowego tłumu!
Drugie 50% to jednak spore wyzwanie...
Bo takie rozwiązanie ma pewne minusy, jak na mój gust takie same jak i festiwalowe plusy: gwar, tłum i nieustająca impreza...
Poniżej fotki z naszego wieczornego spaceru, czyli na co zagapia się Brykusiowo :)
Kolejka na koncert w jednaj z kaplic... Tłum ludzi, choć godzina już późna... |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz