Baaardzo bardzo żałuję, że nie odkryłam w sobie tych wszystkich pokładów kreatywności i cierpliwości do rękodzieła przed własnym Ślubem...
Najbardziej dotkliwie odczułam to właśnie po zrobieniu bukietu z kwiatów kusudama...
Zawsze wiedziałam, że w kwestii ślubu wszystko chcę inaczej, oryginalnie, nietuzinkowo, trochę z szaleństwem, humorem, po mojemu...
Szczęśliwie większość moich zwariowanych pomysłów przypadła do gustu również mojemu mężowi, który do najpoważniejszych ludzi świata nie należy ;)
I tak, były chemiczne zaproszenia ślubne, krótka sukienka, kolorowe buty, przeniesienie przez próg panny młodej na barana (!), sesja w laboratorium i....
....bukiet z czekoladek....
Marzył mi się bukiet inny niż wszystkie, nie żywy (z liści, trawek, żytka) i na pewno nie kwiatowy, bo za kwiatami nie przepadam (tak kochanie, teraz masz to na piśmie :) , a co raz wchodzi od internetu podobno już nie wychodzi!)...
Miałam pewne zapędy na samodzielne wykonanie bukietu...
Najpierw z broszek...niestety, bukiet z własnych tudzież babcinych świecidełek nie wchodził w grę z tej prostej przyczyny, że takowych w kolekcji rodzinnej raczej brak....
Opcja zakupu broszek odpadła zanim się pojawiła....co za ceny....zgroza!
Pozostała możliwość zakupu broszkowego gotowca... tak, są takie... cena zaporowa, pomysł padł :(
Jeszcze dłużej "chodził za mną" bukiet z guzików...
Nawet zaczęłam już robić kwiaty i choć zasoby rodzinne guzików są zdecydowanie większe niźli broszek również szybko się wyczerpały, a jedynym sposobem na ich powiększenie było przerobienie płaszczy, koszul, spódnic i sukienek na suwakowe...jak się domyślacie pomysł padł... Mama też prawie padła, gdy okazało się, że wyprowadziłam z domu wszystkie guziki i żadne awaryjne doszywanie nie wchodzi w grę... :/
Kupno guzików czy gotowego guzikowego bukietu...tak, takie też są!.. także okazało się pond moje możliwości finansowe...
Pozostał mi więc najskromniejszy ze wszystkich pomysłów, czyli bukiet z czekoladek, który ostatecznie prezentował się pięknie i doskonale pasował do mojej stylizacji :) (nawet ksiądz chciał się poczęstować :) )
Nie przepadałam (delikatnie mówiąc) za weselnymi klimatami i poza kiecką i butami, no i potem czekoladowym bukietem niewiele rzeczy z tego wydarzenia jawiło mi się jako "fajne"...
Jednak już "po wszystkim" okazało się, że oczywiście nasz ślub i wesele było najlepsze ever (wiem, wiem, każda panna młoda tak mówi)....
...niczego bym w nim nie zmieniła, no chyba, że tego, że zaplanowaliśmy je tak, że było krótkie :(
A teraz, kiedy już wykonałam mój kolejny bukiet kusudama żałuję, że tak późno się na to zdobyłam, że już nie pójdę z nim do ślubu...
Może jednak znajdzie się jakaś Panna Młoda marząca by mieć odważny ślubny bukiet i zachować go na pamiątkę...
Świetnie nada się również jako prezent ślubny, urodzinowy i każdy inny :)
Oto mój bukiet ślubny... przy okazji pochwalę też naszego fotografa Łukasza Kmieciaka, który upamiętnił ślubno-weselne poczynania, nie zapominając o szczegółach takich jak mój przefajny bukiet :)
Super :)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo :)
UsuńSkradły mi ostatnio serce.... i cały czas wolny ... :)
A uchyl rąbka tajemnicy i powiedz na czym mocowałaś kwiatki? Na mikrofonie florystycznym czy na czymś innym?
OdpowiedzUsuńTo nie mikrofon...
UsuńTo autorski pomysł :P
Tekturowa rolka wklejona w naciętą kulę styropianową.
Tym sposobem mam większą bazę niż mikrofon. Kwiatki wpinam w kulę wykałaczkami :)
Ot, cała tajemnica :)
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń